#1 2010-02-27 21:31:39

 Lucius

Administrator

Zarejestrowany: 2010-02-27
Posty: 24
Punktów :   

Rozdział I - Droga bez powrotu.

P1: „Krwawa karczma”

Trójka bohaterów wspólnie wyrusza w podróż ku przygodzie. Wkrótce docierają do wioski, gdzie postanawiają  zatrzymać się na noc. Od bywalców karczmy dowiadują się, że mieszkańcom dobrze się powodzi, a wszystko za sprawą „wspaniałomyślnego” burmistrza, którego źródła dochodu pozostają wielką zagadką.
Sovir już na początku wzbudza podejrzenia u jednego ze strażników, jednak wychodzi z niepokojącej sytuacji bez szwanku. Nieco później rozglądając się po oberży elf dostrzega z okna dym wydobywający się ze środka lasu. Bohaterowie postanawiają to sprawdzić ale gubią się w wieczornym mroku. Luciusowi udaje się wyprowadzić kompanów z nieprzychylnych gąszczów i wkrótce cała trójka decyduje się zostać na noc w karczmie „Pod strzechą”.
Obawiając się problemów wysyłają Ashbrocka, żeby za pomocą swojego obycia wytargował dobrą cenę. Niespodziewanie właściciel żąda jedynie kilku miedziaków za pokój dobrej jakości, zaznaczając jednak, że następnego ranka będzie miał do niego pewną delikatną sprawę.
Kompani korzystając z zamieszania doczepiają się do pokoju i postanawiają trzymać na zmianę wartę. W nocy daje się słyszeć koszmarne krzyki dobiegające z dołu.
Sovir sprawdza dyskretnie co się stało i dostrzega ślady krwi. Wkrótce do ich pokoju przybiega żona karczmarza. Kobieta jest w szoku i prosi o pomoc. Hiena patrzy w tym czasie za okno i zauważa sylwetki czterech uciekających mężczyzn, jednak nie mówi o tym pozostałym.
Cała trójka schodzi na dół i zastaje stos trupów, w tym szlachcica ze stolicy Imperium i właściciela karczmy. Lucius proponuje ucieczkę ale jest już za późno. Po chwili bowiem wpadają strażnicy wraz z komendantem Goldenhimem. Trwa godzinne przesłuchanie. Kompani cudem nie zostają skazani ale mają zakaz opuszczania wioski i muszą się stawić jutro na tutejszej komendzie.
Gdy tylko straż wychodzi, podróżnicy postanawiają przeprowadzić śledztwo na własną rękę. Utrudnia to jednak żona karczmarza, która nie pozwala przeszukiwać pomieszczeń i coraz bardziej sfrustrowana, myśli o ponownym zawiadomieniu strażników.
Sovir nie wytrzymuje presji i po szybkiej wymianie spojrzeń z towarzyszami strzela z kuszy zabijając kobietę. Chwilę później bohaterowie schodzą do piwnicy, natykając się na małego dziesięciolatka (na oko). Elfowi udaje się go obezwładnić i związać. Okazuje się, że przed karczmą stoi strażnik, więc pozostaje ucieczka przez stajnię. Ashbrock i Sovir postanawiają zabrać ze sobą wyraźnie przestraszonego chłopca, co wyraźnie nie podoba się Luciusowi, który widzi w nim niepotrzebny balast. Gdy tylko jego towarzysze zbierają się do wyjścia, Lucius niespodziewanie zabija dziecko sztyletem.
Ponieważ robiło się coraz jaśniej nie było już czasu aby się dalej zastanawiać. Cała trójka w pośpiechu ale bezpiecznie opuściła oberżę, kierując się w stronę lasu.


"Zgaście tę latarnię, do jasnej cholery!"

Offline

 

#2 2010-03-01 19:12:48

 Lucius

Administrator

Zarejestrowany: 2010-02-27
Posty: 24
Punktów :   

Re: Rozdział I - Droga bez powrotu.

P2: „Złoto przyjacielem wędrowców”

W leśnym gąszczu towarzysze natykają się na elfa cyrulika, który miał oko na naszych bohaterów już dużo wcześniej. Okazuje się, że ma on konkretną propozycję, za ciekawe pieniądze. Po krótkiej naradzie pokusa w postaci 500 złotych koron zwycięża. Cała czwórka udaje się w stronę traktu, w nadziei spotkania któregoś z lordowskich heroldów.
Nie przypuszczają nawet, że straż nadal  depcze im po piętach. Wkrótce daje się słyszeć krzyki i odgłosy biegnących kroków. Lucius próbuje wywołać zamieszanie wzniecając pożar, a z dymu w pełnej okazałości wynurza się Goldenheim. Bohaterowie całkowicie zaskoczeni uciekają, po drodze kryjąc się gdzie popadnie. Chociaż Lucius i Calan nie zdążyli znaleźć sobie schronienia, za pomocą sprytnego fortelu elfowi udaje się przeżyć i przerzucić pościg na hienę, która w końcu decyduje się na nierówny pojedynek z kapitanem.
Wygląda on na wyjątkowo rozwścieczonego i z furią rzuca się do ataku. Po jednym z ciosów Lucius traci władzę w lewym ramieniu. Towarzysze ruszają z pomocą, jednak ich strzały chybiają, bądź odbijają się od zbroi strażnika. Breakowi w końcu udaje się zadać sztyletem cios w głowę, jednak Goldenheim odpowiada ciosem w drugie ramię, po którym Lucius staje się bezbronny jak dziecko.
W krytycznym momencie Ashbrock wchodzi między walczących i perfekcyjnym wbiciem sztyletu w poprzednią ranę, dobija kapitana Imperium.
Podczas gdy cyrulik opatruje rany hieny, złodziej ograbia zwłoki a Sovir wykonuje nad nimi dziwny gest, którego większość nie zauważa.
Wkrótce cała drużyna dociera do karczmy w pobliskiej wiosce, gdzie spotykają Vincenta Valentine – jednego z heroldów. Człowiek ten jest aż nazbyt otwarty i przyjazny, czym wzbudza wyraźne zaniepokojenie najemnika. Towarzysze postanawiają jednak skorzystać z jego propozycji i po jednym dniu odpoczynku planują udać się karetą do rezydencji samego lorda.
O ile następne południe przebiega spokojnie, na ostatnią noc przed wyjazdem, oberża zostaje zaatakowana przez dziwne małe stworzenia, z wyglądu przypominające nieumarłych. Ekipa bez odpoczywającego Luciusa ale za to z samym Vincentem, rozprawia się z bestiami bez najmniejszego zadraśnięcia.
Cała piątka bohaterów czym prędzej odjeżdża z miejsca zdarzenia nadal kierując się traktem (woźnica i karczmarz giną).
Powożący herold siedząc na wozie obok Sovira, zostaje przez niego zasypany gradem pytań i chociaż odpowiada na nie bez mrugnięcia oka, nadal coś jest nie w porządku. Valentine proponuje podróżnikom odpoczynek na polanie przed dalszą wyprawą, co budzi sprzeciw jedynie u najemnika, który nadal utwierdza się w przekonaniu, że wszystkie wydarzenia są dziwnie powiązane z ich dobroczyńcą. Podczas warty herolda gdy inni słodko śpią, elf tylko udaje i czujnie obserwuje to, co dzieje się dookoła. Chociaż może nie spać przez długi czas, jakaś tajemnicza siła powoduje, że w końcu i on zamyka oczy…
Z samego ranka nasi bohaterowie budzą się i z przerażeniem zauważają, że wszystkie konie leżą zmasakrowane na polanie a Vincent jakby rozpłynął się w powietrzu.


"Zgaście tę latarnię, do jasnej cholery!"

Offline

 

#3 2010-03-22 20:25:53

 Lucius

Administrator

Zarejestrowany: 2010-02-27
Posty: 24
Punktów :   

Re: Rozdział I - Droga bez powrotu.

P3: „Na granicy koszmaru”

Podróżnicy postanawiają nie zbaczać z obranej drogi i uciekając przed hordą wilków docierają pieszo na główny szlak. Na środku drogi znajdują koszyk z żywnością oraz kartkę z niepokojącą treścią: „Strzeżcie się Moi’lkura”. Nagle prosto na bohaterów, wyjeżdża czarna, stylowa karoca a powozi nią jeden z dziwnych stworów, które uprzednio dokonały ataku w karczmie. Ku zdumieniu drużyny stworzenie zaprasza ich do środka, a następnie wiezie prosto do ogromnej rezydencji leżącej na szlaku do Middleheim.
Calan twierdzi, że może to być willa lorda, którego szukali. Mroczna, duszna atmosfera budzi jednak coraz większy niepokój. Po dotarciu łatwo można stwierdzić, że dom został zbudowany tak, aby ciężko było się do niego dostać ale jednocześnie stąd uciec.
Kamerdyner zaprasza przemoczonych podróżników do środka, po czym prowadzi przez korytarze pełne przepychu i bogactwa. Arrasy i obrazy na ścianach wydają się dziwnie znajome a Sovir widzi, rzeczy, których tak naprawdę nie ma. Przywidzenia?
Po drodze Calan i inni mijają niezwykle dystyngowaną parę, a elf ma wrażenie, że kobieta posłała mu znaczący uśmiech.
Miejsce okazuje się ekskluzywną restauracją dla wysokich urzędników ale również miejscem na oddech dla strudzonych wędrowców.
Spotkanie z gospodarzem usypia czujność bohaterów, na tyle, że postanawiają zostać na noc w tej „ekskluzywnym lokalu”, a z samego ranka wyruszyć powozem do posiadłości lorda, nie mając zresztą zbytniego wyboru.
Tak jak się można było spodziewać, po wejściu do pokoju dzielni towarzysze zostają zamknięci. Sovir z niewyjaśnionych okoliczności dostaje obłędu, a jego ciało zaczyna krwawić. Po chwili wszystko wraca do normy. Ashbrock nie czekając, bez trudu otwiera zamek wytrychem, jednak już po chwili daje się słyszeć ciche krzyki i piski. Najemnik nie zamierzał jednak ryglować drzwi i wkrótce osiem bestyjek wybiegło wąskim korytarzem. Strzał elfa zabił jednego z nich i kiedy sytuacja wydawała się beznadziejna, Lucius zdecydował się na rzut płonącym koktajlem. Eksplozja zabiła wszystkie stworzenia jednocześnie.
Drużyna była wolna ale tylko przez chwilę. Podczas ucieczki kamerdyner zastawił im drogę, jednak po chwili padł martwy, za sprawą tajemniczego światła.
Bohaterowie dostali się w sam środek walki między sektą Czarnego Węża, a Zakonem Białej Róży. Łowca czarownic, który pomógł naszym podróżnikom zlecił im bardzo ważną misję zatrzymania krwawej ceremonii. Lucius dostaje magiczny miecz mający unicestwić bestię. Na miejscu zastają straszliwy widok Moil’khury pożerającego swoje ciało. Fanatyk, spełniając swoje przeznaczenie przywoła pana Chaosu. Calan dobija obłąkanego kapłana, co jak się wkrótce okazuje było częścią zdradzieckiego planu ciemności.
Pan Cieni zostaje przyzwany, a drużyna traci przytomność. Budzą się w karczmie, bez najmniejszego zadraśnięcia ale co najdziwniejsze ze wszystkimi zdobytymi przez siebie przedmiotami.
Na dole całkowicie zdezorientowani zastają „herolda” Vincenta Valentin’a czytającego rozporządzenie od lorda… Deja vu?


"Zgaście tę latarnię, do jasnej cholery!"

Offline

 

#4 2010-03-23 11:54:39

 Lucius

Administrator

Zarejestrowany: 2010-02-27
Posty: 24
Punktów :   

Re: Rozdział I - Droga bez powrotu.

P+: „Okradziony złodziej”

Ashbrock budzi się w karczmie i znajduje kartkę, z której wynika, że Lucius wybrał się z Calanem na targowisko, a Sovir poszedł rozejrzeć się za jakąś dodatkową robotą. W końcówce listu proszą go o popilnowanie całości ekwipunku. Wkrótce do jego pokoju puka podróżny handlarz w turbanie na głowie. Ashbrock licząc na ciekawe fanty wpuszcza nieznajomego jednak trzyma rękę na pulsie. Staje się jednak bezradny kiedy starzec wyciąga z torby magiczny łańcuch, który nagle ożywa i oplata złodzieja. Do tego wszystkiego zostaje uderzony w głowę świecznikiem. Ashbrock budzi się dwadzieścia minut później i bez trudu ściąga wytrychem kłódkę z zaklętego łańcucha. Od razu zauważa, że cały ekwipunek łącznie z dwoma magicznymi mieczami i złotym pucharem został skradziony. W pośpiechu dowiaduje się od karczmarza, że mężczyzna którego szuka pokręcił się tu jeszcze chwilę i wyszedł dziesięć minut temu.
Złodziej wybiega na ulicę, jednak oprócz tłumu ludzi i cyrkowego żonglera, nie zauważa nikogo niezwykłego. Wkrótce jednak dostrzega czarnoskórego człowieka ubranego identycznie jak oszust którego spotkał (niebieska szata, biały turban).
Ten przyciśnięty sztyletem do szyi przyznaje, że są handlarzami ze wschodu, którzy bardzo często stosują takie a nie inne metody zdobywania łupów. Ashbrock dowiaduje się również, że mają tymczasową siedzibę tym miasteczku, a mieści się ona w okolicach cyrku.
Złodziej dociera do namiotu cyrkowego i poznaje zabawnego sztyleciarza Marco, który wystawia go na próbę refleksu. Zaskoczony tak dobrą reakcją, postanawia pomóc naszemu bohaterowi odnaleźć skradzione przedmioty.
Wspólnymi siłami odnajdują za kotarą klapę w podłodze a pod nią delikatnie oświetlony tunel.
Tak jak mówił czarnoskóry jegomość w środku przechadzało się wielu handlarzy, a większość z nich albo wychodziła z podziemia, bądź udawała się w kierunku dużej oświetlonej sali.
Skrywając się w jedynym mrocznym pomieszczeniu przypominającym winiarnię, towarzysze obserwowali otoczenie, czekając na właściwy moment wkroczenia do akcji. Wkrótce ich oczom ukazał się wielki, gruby facet z latarnią i kluczami towarzyszący jednemu z oszustów i wyraźnie nie życzący sobie gości z zewnątrz. Marco wpada na świetny pomysł i po doskonałej akcji oszołomienia dwóch gości w turbanach sami przebrali się za sprzedawców i weszli do dużej sali, gdzie ujrzeli mnóstwo stołów i drogich przedmiotów. Na nielegalnym targowisku Ashbrock dostrzegł starca, który wcześniej go okradł, a trzech innych handlarzy przeglądało magiczne miecze Luciusa i targowali cenę. Złodziej udając zainteresowanego rzucił bardzo wysoką sumę ale warunkiem była transakcja w innym miejscu. Kiedy już zasadzka zdawała się skutkować  nagle Marco został rozpoznany przez jednego z połykaczy ogni, który dorabiał  jako strażnik tego przybytku. Do wszystkiego dołączył zaalarmowany grubas początkując walkę. W zamieszaniu, zaczęły płonąc drewniane stoły i słoma na podłodze. Ashbrock za pomocą magicznego miecza Luciusa zabił starego, zręcznie porwał przedmioty, po czym wybiegł z płonącej komnaty. Tuż za nim wybiegł Marco, który nie zwlekając dłużej wyciągnął sztylet i rzucił się na złodzieja delikatnie go zacinając. Ten widząc co się dzieje szybkim ruchem wbił cyrkowcowi nóż prosto w gardło i uciekł z feralnego „targowiska”.
Zdążył wrócić do karczmy w samą porę, gdyż chwilę później do pokoju wpadł Lucius i z zaskoczeniem patrzył na swój zakrwawiony miecz…


"Zgaście tę latarnię, do jasnej cholery!"

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.esperanna.pun.pl www.wrt.pun.pl www.indonesia.pun.pl www.sitegothic.pun.pl www.pfcpz.pun.pl